Automated wordcount: 2889 This was file was automatically generated by a google docs scraper, intended for use with e-reading devices. If you wish to have this removed from this list, email ra.llan.pcl+complaints @ gmail.com. źródło obrazka: TUTAJ Scootabelle Redux [Romance] autor: Hawkysu tłumaczenie: Niklas Podziękowania dla Kaczego i PhosiQ’a za pomoc w korekcie. *** - Tak? - zapytała Rarity, odsuwając się od maszyny do szycia. Jej młodsza siostra chodziła za nią przez cały dzień, wzdychając co pięć minut. Biała jednorożka próbowała ją ignorować, usiłując skupić się na swojej pracy. Jednak kiedy przypomniała sobie poprzednie doświadczenia związane ze swoją siostrzyczką, uznała, że najlepiej będzie pozwolić jej mówić. - Och, nic takiego... - odpowiedziała Sweetie, spoglądając na nią smutno. Rarity przewróciła oczami, czekając na jakieś “ale” ze strony klaczki. - Ale... I oto nadeszło. Fioletowogrzywa wiedziała, że teraz musi ją przycisnąć. Jeśli nie zrobiłaby tego, Sweetie Belle spędziłaby kolejną godzinę na powtarzaniu tego słowa, z małymi przerwami na oddechy i wzdychania. - Ale co? - spytała. - Rarity, czy... Czy byłaś kiedyś... - jej siostra przerwała dramatycznie - z-zakochana? - C-co...? - Klacz aż przysiadła zaskoczona. - Za... Och, Sweetie, zakochałaś się?! Kim jest ta szczęśliwa klaczka? Albo ogier? Znaczy... nie, nie oceniam cię. Miałoby to sens w sensie biologicznym, ale... Och, Sweetie, zakochałaś się! Klaczka odsunęła się od niej, lekko przestraszona entuzjazmem siostry. - Nie - odparła. Rarity po jej wyrazie twarzy stwierdziła, że z jakiegoś powodu czuła się winna. - Tak. Może... Och, nie wiem. Jakbyś to opisała? - Cóż... - Rarity urwała. Szczerze mówiąc, nie miała pojęcia, co ma powiedzieć. Owszem, była kiedyś zakochana. Nie była to może “prawdziwa miłość”, ale różne rodzaje miłości mają przecież kilka cech wspólnych. Niemniej i tak nie wiedziała, jak mogłaby to wyjaśnić Sweetie. Lato 69 było tak dawno temu, a ona nie miała okazji poczuć później czegoś podobnego. Ale nawet jeśli pamięć o tym byłaby świeża, Rarity nie miała pewności czy potrafiłaby to opisać słowami. - Cóż... - powtórzyła - wiesz, że jesteś zakochana, jeśli... tak się czujesz. Wyobraź sobie, że spędzasz każdy dzień swojego życia z tym jednym, wybranym kucykiem. I... to uczucie się nie starzeje, ani nie czujesz się nim zmęczona. Jesteś szczęśliwa. - Rarity westchnęła cicho. Wspomnienia powracały do niej niczym spiętrzona fala. - Po prostu wiesz... *** Sweetie Belle pędziła co sił w stronę kwatery głównej Zdobywców Uroczego Znaczka. Pierwszy raz była spóźniona. Młoda klaczka nigdy się nie spóźniała. Zawsze wychodziła pierwsza i przybywała na miejsce dwadzieścia minut przed czasem. Ale dzisiaj była... opóźniona. Spędziła zbyt dużo czasu w bibliotece. Ku swojemu rozczarowaniu stwierdziła, że Rarity nie była pomocna. Ot, jedynie wypytywała wciąż o obiekt jej uczuć. Co innego biblioteka Twilight - tutaj znalazła dużo więcej informacji. Ba - aż za dużo. Sweetie Belle dała radę jednak znaleźć coś odpowiedniego. Po otrzymaniu od Sparkle obietnicy dotrzymania sekretu, zaczęła czytać książkę pod tytułem: Jak zdobyć klacz w 10 prostych krokach. Jednakże przez ten czas spędzony w bibliotece, była teraz spóźniona na codzienne spotkanie Zdobywców. Przy odrobinie szczęścia, pomyślała, dotrze do celu przed Scootaloo. Kiedy tylko Sweetie Belle przybyła na miejsce, jej ulubiona pegazka wyleciała z krzaków... W zasadzie wyleciała z nich jak pocisk [org. gra słów: scooted out - przyp. tłum.]. Scootaloo osiągnęła tak dużą szybkość, że młodej jednorożce zdawało się, jakby jej nielatająca przyjaciółka wisiała w powietrzu. Pomarańczowa klaczka minęła ławkę stojącą u podnóża bazy oraz okrążyła siedzibę, zanim zatrzymała się z piskiem. - Siemka, Sweetie! - powiedziała, ściągając hełm. - Cześć, Scootaloo! To było niesamowite! - odpowiedziała radośnie, dając przyjaciółce do zrozumienia, jak bardzo była zachwycona. - A tam. - Pegazka zarumieniła się lekko. - To nic takiego. Sweetie Belle chciała już coś powiedzieć, gdy pojawiła się Applebloom. Młoda klacz ziemna wyszła z budynku, głośno tupiąc. Starała się jak mogła, by wyglądać na zezłoszczoną i zdeterminowaną, ale już po chwili jej twarz ozdobił szeroki uśmiech. - Gdzieśta były tak długo? - spytała. - Miałyśmy się spotkać piętnaście minut temu! - Sorka, Applebloom. - Scootaloo żwawo weszła do wnętrza kwatery. - Musiałam zostać dłużej w szkole. Sweetie wywnioskowała z jej tonu głosu, że nie był to zbyt miły pobyt. - A ja... musiałam pomóc siostrze - skłamała. - Cóż... Lepiej późno niż wcale, nie? Chodźta, mamy już sok! Sweetie Belle i Scootaloo spojrzały na żółtą klaczkę. Zamrugały jednocześnie. - Emm... Sok... drzewny? - spytała pegazka. - Myślałam, że nauczyłyśmy się już po tamtym zjeździe na linie - mruknęła Sweetie, przypominając sobie jedno z ich wielu doświadczeń związanych z drzewami. - To specjalny sok - wyjaśniła Applebloom. - Będziemy robiły syrop klonowy! - Uśmiechnęła się na samą myśl o tym. Po chwili jej radość udzieliła się wszystkim, przełamując wszelkie obawy. Wszystkie trzy wykrzyknęły radośnie i głośno swoje hasło: - ZDOBYWCY UROCZEGO ZNACZKA WYTWÓRCY SYROPU KLONOWEGO - YAY! *** Wielki bałagan i długą kąpiel później, Scootaloo pędziła przez Park Ponyville. Niestety nie okazały się być ekspertkami od tworzenia syropu klonowego. Co więcej, zdołały jedynie narobić wielkiego bałaganu oraz spalić część Lasu Whitetail. Kuce-strażacy przybyli na czas i uniemożliwili “małemu” płomieniowi rozprzestrzenienie się, ale to nie pozwoliło uniknąć ich trójce surowej kary. Pani Cheerilee chciała na przykład, by Scootaloo zostawała po zajęciach przez cały tydzień! Pomarańczowej klaczce nie uśmiechało się to. Jednak musiała przyznać, że dobrze się bawiła, a ogień dał już jej pomysł na kolejną “znaczkową krucjatę”. Chociaż to z pewnością będzie wymagało znacznie więcej umiejętności przekonywania niż poprzednio... - Rainbow Dash! - zawołała, budząc śpiącą na chmurze tęczowogrzywą klacz. Dash spojrzała na nią zza obłoku, uśmiechając się lekko. - Cześć, dzieciaku. Co tam? - Przepraszam, Rainbow Dash - odpowiedziała Scootaloo, zsiadając ze skutera. - Ale... dzisiejsza “znaczkowa krucjata” nieco mnie... pochłonęła. Niebieska pegazka zachichotała. - Masz na myśli podpalanie? - Nie! - Scoot zaprotestowała, po czym dodała zrezygnowana: - Tak... Ale... nie chciałyśmy! To był... - Spoko, młoda. - Dash machnęła kopytem. - Celestia jedna wie, ile ja narobiłam bałaganu... Jednak - zmieniła temat, spoglądając na zachód - mamy niewiele czasu do zachodu słońca. Skupimy się dzisiaj na wznoszeniu, bo jesteś za młoda na nocne loty. Ich trening zaczął się jak zwykle. Wpierw rozpoczęły małą rozgrzewkę, po czym zaczęła właściwą część ćwiczeń, podczas których Dash dawała jej niemały wycisk. Zazwyczaj Scootaloo sprawiało to przyjemność i starała się jak najmocniej, by jej zaimponować, co czasem się udawało tej młodej klaczce. Dzisiaj jednak... wyglądała na rozkojarzoną. Leciała pod wiatr, kiedy powinna szybować i vice versa. Rok temu Rainbow nie myślałaby o tym. Jednak od tego czasu pomarańczowa pegazka przychodziła tutaj niemalże codziennie, więc poznała ją dość dobrze. Tak nagła utrata koncentracji mogła oznaczać, że straciła zainteresowanie lataniem, co byłoby dość smutną nowiną, lub... coś ją trapiło. - Myślę, że na dziś już starczy - powiedziała, kończąc dzisiejszy trening. Scootaloo padła na ziemię, dysząc ciężko. Pot ściekał jej z czoła. Rainbow poczekała aż uspokoi oddech, nim zapytała: - Hej, dzieciaku. Czy... Dobrze się czujesz? - Jestem tylko... zmęczona - odparła. - Nie, miałam na myśli.. Czy wszystko u ciebie dobrze? Bo byłaś dzisiaj lekko... rozkojarzona. Młoda pegazka uniosła lekko głowę, spoglądając niepewnie na nią. - Rainbow Dash... Czy byłaś... - Czy byłam...? Scootaloo westchnęła. - Nic. Nieważne - mruknęła. - Po prostu... Pani Cheerilee kazała mi dłużej zostać po szkole, to wszystko. Rainbow spojrzała na nią lekko podejrzliwie, ale przyjęła tą odpowiedź. - Cóż, mam nadzieję, że to nie będzie wpływało na twoje loty. Myślę, że jesteś już gotowa, by poznać kilka sztuczek. Oczy Scootaloo uniosły się. Po chwili już skakała radośnie wokół niej, mówiąc tak szybko, że jej słowa nie miały żadnego sensu. Rainbow zaśmiała się pod nosem. “To tyle, jeśli chodzi o zmęczenie” pomyślała. *** Sweetie Belle westchnęła. Spędziła prawie trzy godziny wczytując się w książkę, którą pożyczyła, a ta nie mogła zaoferować jej nic ciekawego. Po pierwsze dlatego, że była skierowana do ogierów. Pewnie, mogła wykorzystać kilka zawartych w niej sztuczek, gdyby tylko wiedziała, co one znaczą. Ale miała też inny problem. Książka była pełna diagramów i słów, których nie potrafiła pojąć. I, ponownie, jej siostra okazała się mało pomocna. Kiedy tylko spytała Rarity o jedno z nich, ta zachłysnęła się powietrzem i zemdlała. Sweetie robiła co mogła, by zrozumieć treść. Nie wiedziała, które z tych sztuczek były skuteczne, mimo że słyszała o nich już wcześniej. Według książki, były najbardziej użyteczne w “uwodzeniu” (cokolwiek to słowo znaczyło). Wyczytała również, że alkohol był dość sporą pomocą, ale ona nie mogła nawet na niego patrzeć, a co dopiero używać. Wciąż jednak książka posiadała kilka “rad dla opornych”, które “gwarantowały zdobycie każdej klaczy”. *** Tydzień upłynął spokojnie. Zdobywcy postanowili tymczasowo przerwać poszukiwania swoich znaczków. Całe miasto zostało postawione w stan gotowości z powodu ognia, a one same zostały za to mniej lub bardziej surowo ukarane. Applebloom na przykład została uziemiona “do końca panowania Celestii”, a Scootaloo musiała spędzić kilka dni na dodatkowych pracach w szkole. Sweetie z kolei zdołała uniknąć poważnej kary dzięki kilku słodkim słówkom. Zastanawiała się jednak, czy dobrze zrobiła. Spędziła bowiem bite siedem dni nudząc się, tudzież siedząc w bibliotece. Pod koniec tygodnia miała już za sobą przeczytane wszystkie książki dotyczące randkowania, kilka książek o biologii oraz powieść o wampirze z duszą. Ta ostatnia co prawda najmniej prezentowała na interesujący ją temat, ale przynajmniej była bardzo ciekawa. Tak czy siak, większość z nich skierowała była do starszego odbiorcy. Pisały o rzeczach, których mała klaczka nie potrafiła zrozumieć. Jednak szczerze mówiąc, oceniając po tych kilku książkach o biologii, Sweetie nie była pewna czy chce to zrozumieć. - Znalazłaś już to, czego szukałaś? - spytała ją Twilight podczas jej drugiej wyprawy czwartego dnia. Sweetie pokręciła głową ze smutkiem. - Nie - odpowiedziała. - Żadna z nich mi nie pomaga. Twilight uniosła głowę, zastanawiając się, co powiedzieć. Sweetie Belle była młodszą siostrą Rarity, więc to jej zadaniem powinno być doradzanie. Ale jeśli biała jednorożka zareagowała tak jak wtedy, kiedy sama poprosiła ją o poradę, nie dziwiło ją, że Sweetie nie szukała wsparcia u swojej starszej siostry. By choć trochę pomóc młodej klaczce odnaleźć się w sytuacji, zaczęła: - Sweetie, czasami odpowiedzi nie da znaleźć się w książkach. Wiem coś o tym. - Usiadła naprzeciw niej. - Kiedyś byłam na twoim miejscu... - dodała szeptem. Mała jednorożka spojrzała na nią zaskoczona. - Znaczy... Też jesteś zakochana w Scootaloo? Prawie się rozpłakała, mówiąc to. Twilight roześmiała się serdecznie. - Może... nie aż tak na twoim miejscu - wyjaśniła. - Ale tak... byłam kiedyś w kimś zakochana. - Jak to, “byłaś”? Sparkle westchnęła szczęśliwie. - Cóż... Nie mówiłam tego nikomu wcześniej, ale... to była miłość... Zamiast oczekiwanej przez nią radosnej reakcji, Sweetie jedynie jęknęła. - Ugh, miłość. Wszyscy wciąż mi mówią o jakieś miłości, a nikt nie potrafi mi wyjaśnić, czym ona jest! Twilight pokręciła głową i zachichotała. - Bo nikt nie jest w stanie ci dokładnie tego wytłumaczyć - odpowiedziała. - Miłość... nie jest czymś na co możesz popatrzeć, czy zapytać. To coś, co musisz odkryć sama. Twilight zostawiła klaczkę z tą myślą, mając nadzieję, że zrozumie wystarczająco, by zrobić kolejny krok. Po chwili ciszy odgłosy przytłumionych kroków oraz dzwonek drzwi dały jej do zrozumienia, że jej nadzieja nie była płonna. *** - Scootaloo? Sweetie Belle nieśmiało wsunęła głowę do klasy. Pomieszczenie było puste z wyjątkiem pomarańczowej pegazki, która wycierała tablicę, mrucząc coś pod nosem. Biała jednorożka odchrząknęła, po czym zawołała ponownie. - O, cześć, Sweetie Belle - odpowiedziała Scootaloo. - Co tutaj robisz? Też cię skazali na dodatkowe prace? Chociaż poza szkołą bardzo narzekała na te przymusowe zajęcia, teraz, kiedy o nich opowiadała, wydawała się być dziwnie radosna. - Nnnie, nie skazali... Uszy Scootaloo nieco oklapły. - Aha... - powiedziała, ponownie skupiając się na tablicy. - Emm... Scootaloo...? Serce Sweetie przyśpieszyło. Spędziła nieco czasu, próbując zrozumieć słowa Twilight. Podświadomie czuła, że niewystarczająco wiele, ale uznała, że musi to zrobić. Wóz albo przewóz. Powie to. - Chciałabym ci coś powiedzieć... - Taa? - Scootaloo powiedziała rozkojarzonym głosem. - Myślę, że... - I nagle jej głos odmówił posłuszeństwa. Chciała powiedzieć jej o swoich uczuciach, ale... nie potrafiła. Powiedziała więc pierwszą lepszą rzecz, która przyszła jej do głowy: - Gdybym mogła zmienić alfabet, odwróciłabym “M” i “W”. Scootaloo zamrugała zaskoczona. - Że co? - Czuję się taka rozładowana... Może mogłabyś mnie naładować? Pomarańczowa klaczka uniosła brwi. - Emm... Sweetie Belle? Gdzie w ogóle usłyszałaś takie słowa? Jednorożka westchnęła. “Teksty dla opornych” w ogóle nie pomagały. Nie miała teraz wyjścia. Musiała powiedzieć to wprost. - Scootaloo - odpowiedziała szybko. - Ja... cię lubię. - Ja ciebie też lubię - odpowiedziała pegazka, patrząc na nią zaskoczona. W jednej chwili serce Sweetie zaczęło bić mocniej i szybciej niż kiedykolwiek przedtem. Czuła jednak, że Scoot nadal nie rozumiała uczucia, jakim nią dażyła. A przynajmniej nie tak jak ona. - Nie, Scootaloo. Ja... naprawdę baaardzo cię lubię. Biała klaczka zbliżyła się do niej. Pegazka tylko wpatrywała się w nią. W ostatniej chwili jednak zrobiła krok do tyłu. - Emm... Sweetie Belle, ja... Mu... Muszę już iść. Scootaloo wyminęła ją i wybiegła z sali. Sweetie zaś usiadła na podłodze, przybita. Zawaliła. Powinna była poczekać. Albo... najlepiej nic nie mówić. Nigdy. *** - Rainbow Dash! Hej, Rainbow Dash! - wołała Scootaloo, biegnąc przez park jak najszybciej mogła. Obserwowała niebo w poszukiwaniu swojej mentorki, bohaterki i doradcy. Z zaskoczeniem stwierdziła, że tęczowogrzywa nie odpoczywała na żadnej chmurze. Co więcej, nie latała także z ogromną prędkością po niebie. Ba - w ogóle nie widziała jej w powietrzu. Nagle uderzyła w coś dużego i niebieskiego. - O, siemka, dzieciaku! - Rainbow Dash powiedziała radośnie. - Jesteś dziś wcześnie. Scootaloo spojrzała na towarzyszkę swojej mentorki. Twilight rumieniła się lekko, stojąc kilka kroków dalej. - Emm... Rainbow Dash... Mogę cię o coś zapytać? - Pewnie. Scoot ponownie zerknęła na Twilight. - Na... osobności? - Och... Ok - kiwnęła głową. - W sumie powinnam już iść - powiedziała ze zrozumieniem fioletowa jednorożka. - Mam nowy czar, który muszę wypróbować. To widzimy się później? - Pewno. - Rainbow kiwnęła głową, obserwując odchodzącą przyjaciółkę. Jak tylko Twilight zniknęła z pola widzenia, zwróciła się do Scootaloo: - Co jest, młoda? - Rainbow, czy... emm... lubisz kogoś? Dash przewróciła oczami, śmiejąc się cicho. - Można tak powiedzieć - odparła. - A co... byś zrobiła, gdyby ten kucyk też cię... lubił? - Dzieciaku - Rainbow uśmiechnęła się - wzięłabym ją i pocałowała. Tutaj, w samym centrum miasta. Scootaloo spojrzała na nią nieco zniesmaczona. - Fuuuuuuuuuuuuuuuuuuj. Rainbow nie mogła powstrzymać się przed parsknięciem, widząc twarz swojej fanki. - No dobra, widzę, że na to jesteś jeszcze za młoda. Dobrze, że nie przyszłaś wcześniej - zachichotała. - Więc porozmawiałabym z nią. I powiedziała jej, jak... Chwila - urwała, spoglądając uważnie na Scootaloo. - Bo to “ona”, tak? Klaczka szybko pokiwała głową. - Tak - odparła. - Dobra. - Dash odetchnęła z ulgą. - Powinnaś porozmawiać ze Sweetie Belle. To wcale nie... - Chwila! Skąd wiedziałaś, że to ona? - Scootaloo spytała podejrzliwie. - O-o. Ja... M-muszę lecieć! - wykręciła się Rainbow, pozwalając podmuchowi wiatru unieść ją w powietrze. Scootaloo usiadła na moment, by uporządkować swoje myśli. Po minucie wzruszyła kopytami, po czym skierowała się w stronę centrum. *** Sweetie Belle siedziała na podłodze pracowni Rarity z ponurą miną. Jej siostra była jak zwykle zajęta kolejnymi projektami i nie zwracała na nią uwagi. Młoda jednorożka postanowiła to zmienić. Zaczęła głośno wzdychać. Rozproszyło to nieco Rarity, jednakże nie na tyle, by przerwała pracę. Sweetie jednak nie zamierzała się tak łatwo poddawać. Zaczęła czołgać się po całej pracowni, próbując przeszkadzać jej jak najgłośniej. Biała klacz zdawała się jednak być głucha. Skupiła się na pracy, kompletnie ignorując młodszą siostrę. Po kilku minutach tej próby sił, zadzwonił dzwonek od drzwi. - Sweetie Belle - Rarity powiedziała zaskakująco spokojnie - mogłabyś zobaczyć, kto to? Sweetie naprawdę miała ochotę jej odmówić, ale jednak postanowiła wykonać do polecenie. Mrucząc pod nosem, zeszła po schodach, człapiąc powoli. Młoda klaczka spędziła całe popołudnie, katując się myślami o przyjaciółce. Przeklinała siebie, że poszła za daleko. Co najmniej dwa tuziny książek zalecały bycie bardziej lub mniej powściągliwym w tej kwestii. A teraz...? W najlepszym razie Scootaloo nie odezwie się do niej nigdy więcej. W najgorszym - Sweetie rozważała opuszczenie miasta. Nie przypuszczała jednak, że pomarańczowa pegazka nagle pojawi się w jej fortecy... Cóż, “twierdzy” byłoby nieodpowiednim słowem, zważywszy, że to było mieszkanie Rarity, a jedynym powodem, dla którego się tutaj ukrywała była chęć rozmowy z nią. Wciąż jednak - przybycie Scootaloo było ogromnym zaskoczeniem. - Cz-cześć, Sweetie Belle - powiedziała Scoot, a twarz oblał jej rumieniec. - Ja... emm, szukałam cię. Sweetie nie odpowiedziała, wciąż powoli schodząc na dół. - Myślałam nad tym od dłuższego czasu i... - To były tylko dwie godziny - mruknęła biała klaczka. - I myślałam nad tym od przeszło półtorej godziny! - zaprotestowała Scootaloo. - Tak czy siak... Chciałam powiedzieć, że... - Pomarańczowa pegazka wzięła głęboki wdech; jej rumieńce się powiększyły. - Ja... tak jakby, wiesz, też naprawdę bardzo cię lubię. Oczy Sweetie Belle powiększyły się. Nie, nie rozszerzyły się. Otworzyły się niczym wrota uderzone podmuchem huraganu. Zdecydowanie nie przypuszczała, że Scootaloo powie do niej te cztery... pięć słów. - Ty... co? - Naprawdę bardzo cię lubię - odpowiedziała. - Zakochałam się w tobie. Ja... - całujesz mój policzek, Sweetie. I dokładnie to robiła biała klaczka. Nie miała zamiaru pójść aż tak daleko - pół tuzina książek zalecało metodę małych kroczków, ale emocje wzięły nad nią górę. Odsunęła się od przyjaciółki, rumieniąc się lekko. Scootaloo spoglądała na nią przez kilka chwil, po czym uśmiechnęła się. Uśmiech zniknął chwilę później. - Więc... Co teraz zrobimy? * * *